Pewien niezwykle zapracowany i zajęty człowiek zwrócił się do nauczyciela duchowego po radę:
– Mistrzu, co zrobić, żeby mieć więcej czasu?
– Medytuj godzinę dziennie – usłyszał.
– Godzinę dziennie? Ależ mistrzu, ja naprawdę nie mam czasu wolnego!
– W takim razie medytuj dwie godziny – odparł nauczyciel.
Zwolnij. Łatwo powiedzieć. Pewnie nikogo nie trzeba przekonywać, jak wielkie spustoszenie w naszym organizmie czyni przewlekły stres i nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak istotna jest regeneracja. Ale jak znaleźć na to czas? Co zrobić, żeby w jednej, krótkiej dobie upchnąć tyle postawionych przed nami zadań i jeszcze znaleźć czas dla siebie? A gdyby tak spróbować nie siłować się z własnym życiem? Może warto sprawdzić, jak to jest nie dzielić czasu na lepszy i gorszy, ale z każdej chwili uczynić swój czas?
Chodzenie po ziemi jest cudem
Znasz ten stan, kiedy angażując się w pełni w jakieś zadanie, nie zauważasz upływu czasu? Dzieje się tak wtedy, gdy – zajmując się z uwagą tym, co właśnie robisz – nie myślisz o przyszłości ani przeszłości. Jesteś w pełni w chwili obecnej, w TERAZ. Buddyści wiedzą to od dawna, a naukowcy ostatnio potwierdzili, że wszelki podział rzeczywistości jest iluzją, że to my, ludzie, tworzymy sztuczne podziały, a tak naprawdę wszelkie wydarzenia są ze sobą powiązane. Wszystko, co się dzieje, dzieje się teraz –warto więc spróbować angażować się w pełni w każde zadanie, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć, za jakkolwiek trudne, nudne, żmudne czy nieciekawe je uważamy. Nawet stanie w korku można uznać za pełną chwilę, której niczego nie brakuje. Przecież to jeden z momentów naszego życia. Jakość pracy, którą wykonujemy, nie czekając na jej rezultat, będzie różniła się zasadniczo od działania w zniecierpliwieniu i niechęci. Jeśli np. pomagasz dziecku w lekcjach, nie czekaj, aż to się skończy, żebyś mógł zająć się innymi, „ważniejszymi” sprawami; wejdź w to całym sobą, spróbuj znaleźć w tym frajdę. Zrozum, że nie musisz być gdzie indziej, żeby poczuć się dobrze, twój czas to ten, który (właśnie) jest.
Buddyści mawiają też: nie tyle ważne jest, CO robisz, ale JAK to robisz. Można spróbować nie dzielić czasu na części, na obowiązki i przyjemności, lecz postarać się w każdej chwili znaleźć coś, co sprawi, że nazwiemy ten czas naszym własnym. Starać się wzbudzić w sobie zainteresowanie, tchnąć w tę chwilę życie – dzięki temu nagle może się okazać, że mamy więcej czasu, jesteśmy spokojniejsi i szczęśliwsi. Jon Kabat Zinn, specjalista od uważności, twierdzi, że uważność to bycie na sto procent z dziećmi, które się drą i biją, bycie na sto procent w pracy, w której panuje totalny chaos. Uważność to odnajdywanie porządku pośród chaosu. Porządku we własnym umyśle, sercu i ciele, obejmowanie uwagą wszystkiego, co się wydarza.
Myślenie o przyszłości (dalszej bądź bliższej), odtwarzanie planów w wyobraźni jest męczące. Nie musisz żyć przed sobą. To wysiłek energetyczny, który podejmujemy niepotrzebnie. Wystarczy wiedzieć, czego się chce, mieć plan działania i puścić resztę. Pozwolić, aby kolejne fakty i sytuacje się wydarzały. Chwila po chwili. Być w tym możliwie przytomnym, ale bez spięcia, bez oczekiwania na efekty albo na zakończenie. Bez próby idealizowania i zaklinania faktów, bez fantazjowania (ach, gdyby nie ta praca..). Czy to, że nam bardzo zależy, coś zmieni? Albo czy gdy jesteśmy spięci i się niecierpliwimy, to coś przyspiesza? Jeśli tracimy samokontrolę i pozwolimy niecierpliwości i złości zakłócić naszą pracę, to odbieramy tej pracy jakąkolwiek wartość, twierdzi Thich Nhat Hanh, wietnamski buddysta i autor małej, niezwykłej książki „Cud uważności”. Żeby jednak skutecznie funkcjonować w nagłych i stresujących sytuacjach, dobrze jest znać pewne metody i techniki radzenia sobie w takich okolicznościach. Oddech jest naturalnym i jednocześnie niezwykle skutecznym narzędziem, które zapobiega rozproszeniu. Oddech łączy życie ze świadomością i ciało z myślami. Jeśli oddychamy właściwie, to niezwykle skutecznie odżywiamy nasze ciało – rozwijamy płuca, wzmacniamy krew, odżywiając każdy organ.
Dzień uwagi
Żyjąc przez lata w utartych schematach działań, trudno z dnia na dzień – pomimo nawet wielkiej chęci i determinacji – zmienić nawyki ciała i umysłu. Czasami potrzebny jest trening, praktyka, która wskaże nam drogę wyjścia z tego (o)błędnego koła. Dzień uważności to sposób proponowany przez Thich Nhat Hanha, jako metoda przywracania należytej wagi wszystkim sprawom, które przydarzają nam się w ciągu dnia. Proponuje on, aby na dzień uwagi wybrać dzień wolny od pracy, np. sobotę i uczynić go całkowicie swoim dniem. Rozpoczynając już od przebudzenia – leżąc jeszcze w łóżku, zacznij podążać za wolnym, długim i świadomym oddechem; następnie każdą kolejną czynność wykonuj w tempie wolniejszym niż zwykle, bez napięcia, nie dopuszczając do rozproszenia myśli. Pamiętaj o półuśmiechu na twarzy i nie ulegaj pokusie, aby to, co właśnie robisz, jak najszybciej mieć za sobą. Ciesz się tym, co Cię właśnie zajmuje, stań się z tym jednym, będąc jednocześnie w pełnym relaksie. Warto pamiętać, aby w tym dniu zachowywać ciszę, ograniczyć mówienie i słuchanie. W efekcie takiej praktyki raz w tygodniu, już po około trzech miesiącach można dostrzec zmiany w postaci przenikania uważności na pozostałe dni tygodnia, przez co stajemy się spokojniejsi, zaczynamy wyraźnie rozróżniać sprawy istotne od tych mniej ważnych i z łatwością podejmujemy trudne decyzje.
Jedno jest wszystkim, wszystko jest jednym
Już dawno zauważyłam, że niedzielenie czasu na lepszy i gorszy – na czas pracy i relaksu, obowiązków i przyjemności – pozwala dostrzec wartość w każdej wykonywanej właśnie czynności. Bez poganiania bieżącej chwili z nadzieją na jej zakończenie, staje się ona nieskończenie bardziej wartościowa i cenna; bo czymże jest innym, jeśli nie naszym życiem właśnie? Tak często zdarza się słyszeć: byle do piątku, byle do urlopu, jak dzieci urosną, w innej pracy… itd. Tylko kto z wypowiadających te słowa zdaje sobie sprawę, że właśnie przesypia swoje życie? Spisuje na straty te chwile, które teraz trwają, a które mogłyby być kwintesencją naszego bycia tutaj. Ludzie dzieląc rzeczywistość na części odbierają sobie możliwość ujrzenia współzależności wszystkich zjawisk. Zobaczyć jedno we wszystkim i wszystko w jednym znaczy przełamać barierę, która zawęża naszą percepcję rzeczywistości.
Drzewko migdałowe przed Twoim domem
Żyje się w pełni tylko wtedy, gdy jest się w stanie pełnej świadomości. Ćwiczeniem pozwalającym żyć świadomie jest medytacja. To proste nie-działanie jest doświadczeniem przynoszącym niezwykłe efekty. Na początku, żeby w ogóle zacząć, trzeba się odciąć od wszystkich potocznych definicji medytacji. Doskonale oddaje to usłyszane przeze mnie powiedzenie –medytacja nie jest tym, co myślisz. Czujne siedzenie i obserwowanie poczynań własnego umysłu tak naprawdę jest początkiem wielkiej przygody. Trudno przekonać o tym kogoś, kto nie ma w sobie ciekawości i cierpliwości, żeby spróbować (choć to być może właśnie jemu ta praktyka jest najbardziej potrzebna), a praktykujących nie trzeba przekonywać wcale :). Medytacja siedząca, z uwagą skupioną na ciele i umyśle, może być spokojna i relaksująca. W momencie, gdy siadasz, by medytować, zacznij obserwować swój oddech. Uspokajanie i wyrównywanie oddechu zwane jest metodą podążania za oddechem. Jeśli na początku wydaje się to trudne, można sobie pomóc liczeniem oddechów (wdech i wydech to „jeden oddech”). Ćwiczenie to jest punktem wyjścia do procesu stawania się nieustannie świadomym oddychania.
Z własnego doświadczenia wiem, że może to nie być łatwe – szczególnie na starcie. Pamiętam, jak dawno temu usiadłam pierwszy raz (wówczas jeszcze nie nazywałam tego medytacją) i za radą Pewnej Mądrej Osoby zaczęłam obserwować poczynania mojego umysłu. Miałam wrażenie, że stoję na środku ruchliwego skrzyżowania w jakimś hinduskim mieście, gdzie nie obowiązują żadne zasady ruchu drogowego, a pierwszeństwo ma ten, kto głośniej trąbi i porusza się bardziej stanowczo. Ale wówczas jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że ta niepozorna obserwacja, nawet tak nieokiełznanego chaosu, jest pierwszym krokiem do uporządkowania spraw w mojej głowie i życiu.
Każdy czasami wpada na takie skrzyżowanie, a wówczas (paradoksalnie!) chwila niedziałania może wskazać nam prostą drogę wyjścia i być dużo bardziej skuteczna niż rzucenie się w kolejny wir poczynań i rozpaczliwe próby rozwikłania tego zaciskającego się supła.
Powodzenia!
Inspirowane: Cud uważności. Prosty podręcznik medytacji, Thich Nhat Hanh
(Artykuł powstał dla portalu Zmiany w Życiu – www.zmianywzyciu.pl)